Tytuł: Grim. Dziedzictwo światła
Autor: Gesa Schwartz
Cykl/Seria: Grim (tom 2)
Wydawnictwo Jaguar
Liczba stron: 692
Moja ocena: 5/10
Witam was po tygodniowej przerwie. Jadąc do Polańczyka, miałam wrażenie, że nie będzie dane mi wiele przeczytać i niestety się nie pomyliłam. Przeczytałam tylko jedną książkę, drugi tom Grima i nie mam pojęcia co o niej myśleć.
Początek oraz dalsze rozdziały czytało się dość przyjemnie, ale chyba po czterysta pięćdziesiątej stronie miałam po prostu dość tego wykreowanego świata, jego bohaterów oraz przydługich opisów. Kilkaset ostatnich stron były naprawdę ciężkie.
Czytając książkę, miałam wrażenie, że autorka pisze drugi tom schematem, w pierwszym tomie nie byłam w stanie tego wyłapać, ponieważ, dopiero co zapoznawałam się z tym, jak pisze autorka, ale już w drugim tomie ten schemat strasznie rzucał się w oczy. Mamy pewne wydarzenia, które zmuszają naszych bohaterów do podjęcia podróży po coś, co umożliwi im pokonanie swojego wroga, ale to coś jest praktycznie nie osiągalne, owiane tajemnicą, legendą, ale potem z czasem pewnym szczęśliwym trafem nagle to odnajdują, potem nastaje walka i koniec.
Jeśli chodzi o bohaterów to Grim oraz Mia grzali mi na nerwach koncertowo, brakowało mi także tego nadpobudliwego Remiego, który w tym tomie tez był nijaki, pojawił się Jakub, który sam raczej nie mógł uratować całej książki. Dalej miałam problem z tym, kto jest kim i co on do całej historii wnosi. Po przeczytaniu tej książki mam mętlik w głowie, czuje, że pierwszy tom i drugi mieszają się z sobą.
Naprawdę nie mam pojęcia jak w ogóle ocenić tę książkę, a także nie wiem co zrobić z tą trylogią. Czy warto zabierać się za ten ostatni tom? Jeśli czytaliście to może uda wam się mnie jakoś przekonać, że jednak warto, dokładnie ten sam problem mam z dalszym kontynuowaniem Szklanego tronu.
Tutaj możecie zobaczyć recenzję pierwszego tomu.