Tytuł: Bez słów
Autor: Mia Sheridan
Cykl/Seria: -
Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5/6
Kiedy widziałam ją wcześniej, na innych blogach nawet nie chciałam czytać recenzji, nie chciałam się nastawiać na coś, co nie będzie, takie jak sobie to wyobrażę, dlatego, teraz gdy mam jakąś książkę w planach po prostu nie czytam recenzji, tylko ją kupuję. Czytając teraz książkę, chcę mieć otwarty umysł, chyba że nie jestem co do końca pewna książki, to jak najbardziej zaczytuję się w recenzjach i potem mam jeszcze większy mętlik niż wcześniej, no ale cóż.
Zabierając się za Bez słów, oczekiwałam lekkiej historii, która umili mi te letnie dni.
Książka rzeczywiście umiliła mi ten czas, ale nie tylko wciągnęła mnie bez reszty, ale dała mi w końcu możliwość kibicowaniu głównym bohaterom.
Bree przyjeżdża do małego sennego miasteczka. Dziewczyna ucieka przed przeszłością i liczy na to, że w końcu znajdzie ukojenie. Archer, nosi w sobie wielkie cierpienie, niezrozumiany przez okolicznych mieszkańców, brany za dziwaka, odcina się od nich. Jest przekonany, że wszystkie złe rzeczy, które spotkały jego i osoby, które kochał, są jego winą.
Ich pierwsze dziwne spotkanie, powoduję u dziewczyn nie pewność, ale z czasem budzi się w niej fascynacja jego osobą. Próbując zbliżyć się do Archera, musi się przedrzeć przez postawiony przez niego mur tajemnic.
W książce podobało mi się to, że to Bree musiała się ubiegać o zainteresowanie Archera, że to ona przejęła pałeczkę w ich związku. Archer był niesamowicie uroczy w swojej niepewności, strasznie pasowało mi do niego określenie, którym nazwała go główna bohaterka. Cieszę się, że to nie są kolejni schematyczni bohaterowie. Podobał mi się podział rozdziałów, chociaż szkoda, że tych Archera było mniej. Historia niby niczym się nie wyróżnia, ale jednak jest coś w niej co, powoduję, że człowiek ją chłonie i chcę wiedzieć, co będzie dalej z bohaterami. Co prawda są jakieś małe minusy, był momenty w niej, przy których kręciłam nosem, albo nie rozumiałam niektórych zachowań bohaterów, dlatego, że były małe nawet nie chce się w nich zanurzać głębiej.
Zachęcam was gorąco, jeśli jeszcze jej nie czytaliście, do zapoznania się z nią. Może okładka za bardzo nie zachęca, ale naprawdę warto.